Elizabeth patrzyła na niego zdziwionym wzrokiem. Wyznał jej miłość. Powiedział te dwa słowa, na które czekała od tak dawna. Ale nie w takich okolicznościach. Nie po zdradzie. Nadal go kochała. Nie mogła jednak dać mu następnej szansy. Na pewno nie teraz. Przełknęła dość głośno ślinę. Powinna mu coś odpowiedzieć. Na pewno przed Cassidy. Ona na pewno za chwilę wyskoczy do niego potokiem dość nieprzyjemnych słów. Zebrała się w sobie.
- Brandonie. Nawet nie wiesz od jak dawna czekałam. Niestety. Ten czas minął. Po tym, czego dokonałeś, nie jestem skłonna Ci wybaczyć. Pamiętaj jednak, że byłeś, jesteś i będziesz w moim sercu. Skręciłeś jednak na nieodpowiednią ścieżkę z której trudno powrócić – spuściła wzrok – Wybacz, dla mnie samej jest to strasznie trudne – wyszeptała.
Chłopak spojrzał na nią z zrozumieniem. Przygotował się na taką odpowiedź. Tymczasem źrenice angielki jeszcze bardziej się rozszerzyły patrząc na swoją przyjaciółkę. Nie wiedziała, że w takim stanie, w jakim jest teraz, potrafi powiedzieć tak trafne słowa. Zamilkła. Sama nie wiedziała co teraz powiedzieć. Popatrzyła więc na bruneta, który powoli zbliżał się do szpitalnego łóżka. Zszokowana poprzednim wydarzeniem, nie zdążyła zareagować, kiedy przekroczył barierę osobistą Niemki, składając na jej malinowych ustach czuły pocałunek. Siedząca nieopodal szatynka otworzyła nieznacznie buzię. Tego nigdy by się nie spodziewała!
***
Krople spokojnie spadały na zimny, betonowy chodnik. Chmury zasłoniły błękitne niebo, sprawiając wrażenie nastania ciemności. Mocny wiatr przedostawał się do pokoju sprawiając charakterystyczny świst. Jednak brązowowłosa nastolatka, siedząca na parapecie, wpatrująca się w świat na zewnątrz, nie zwracała uwagi na możliwość choroby. Spod przylegających do siebie przez gorzkie łzy powiek obserwowała ludzi kroczących po trawnikach z wielkimi, czarnymi parasolami w rękach. Wiele par przytulało się do siebie w ucieczce przed zmoknięciem. Kiedy brązowooka obserwowała te czułe obrazy, jej rozpacz stawała się coraz większa. Pogrążona w swoich myślach, nie zauważyła kiedy do ciemnego pokoju weszła jej najlepsza przyjaciółka. Cassidy położyła swoją dłoń na ramieniu załamanej nastolatki. Ta odwróciła w jej stronę zapłakaną twarz.
- Eli, za niedługo przyjdzie mistrz Fu – powiedziała wolno, kucając, aby znaleźć się na wysokości szatynki – Proszę Cię, choć na tą godzinę oderwij się od okna i zejdź na dół, do nas. Mistrz na pewno chciałby zamienić z tobą parę słów…
Nie odpowiedziała jednak. Ciągle patrzyła na nią smutnym oczami. Zrezygnowana szatynka posłała jej współczujące spojrzenie i wyszła z pomieszczenia. Dopiero kiedy rozbrzmiał dźwięk zamykanych drzwi, Elizabeth po woli wstała z miejsca w którym spędziła ostatnie godziny. Podeszła do stojącego w kącie lustra i skrzywiła się, kiedy tylko ujrzała swoje odbicie. Wyglądała okropnie, bardziej jak wampir niż człowiek. Szybko udała się do swojej szafy, następnie do toaletki, gdzie zakryła wielkie sińce pod oczami. Po paru minutach ponowie stanęła w tym samym miejscu, oglądając się w gładkiej tafli zwierciadła. Teraz chociaż przypominała cywilizowanego obywatela Paryża. Wzięła głęboki oddech i planując najgorsze scenariusze po woli zeszła do salonu. Niby czuła się podle, miała wrażenie, że świat jej nie rozumie i nienawidzi, jednak perspektywa spotkania się z Mistrzem Fu – człowiekiem, który zawsze próbował ją zrozumieć, choć trochę podnosiła ją na duchu. Może właśnie tego potrzebowała? Szczerej rozmowy? Kiedy zeszła z ostatniego stopnia, poczuła nagły przypływ strachu. Jednak nie może mu się poddać. Nie dzisiaj. Wkroczyła do pokoju, wypełnionego ludźmi. Ludźmi których znała tak dobrze. Po jednej stronie wielkiego, drewnianego stołu siedziała jej matka wraz z Cassidy i Mattem. Natomiast na przeciwko nich miejsca zajęli Marinette i Adrien. Mistrz Fu, jako gość honorowy siedział w najbardziej widocznym miejscu. Kiedy Elizabeth zajęła miejsce na przeciwko jego, poczuła na sobie wzrok pozostałych zebranych. Jedynie staruszek, dyndający swoimi krótkimi nóżkami uśmiechnął się ze współczuciem do szatynki.
- Eli, dziecko, jak dobrze Cię widzieć – rzekł ciepłym głosem – Widzę, że jesteśmy już w pełnym składzie – tym razem zwrócił się do ogółu – Jak bym mógł prosić Evelyn, o chwilę samotności z dzieciakami? – gospodyni wstała ze swojego miejsca i udała się do swojego pokoju – Jak już jesteśmy sami, mogę wam zdradzić, dlaczego się dzisiaj spotkaliśmy. Głównym powodem jest powitanie Elizabeth w domu – teatralna przerwa – Jednak nie jest jedynym. Jak pewnie dobrze wiecie, na świecie jest więcej złoczyńców niż Władca Ciem. Mimo wszystko nadal nie wiemy, czy Paryżowi nie będzie zagrażało nowe niebezpieczeństwo, kto wie, czy nie potężniejsze od dotychczasowego. Jednak nie możemy zwlekać. Marinette i Adrienie, zostaniecie we Francji. Potrzebni są tutaj jeszcze bohaterowie, zło nigdy nie śpi. Mattcie – zwrócił się do kuzyna blondyna – Powrócisz do Hiszpanii. Aktualnie nie mamy tam nikogo z posiadaczy miraculum, a ostrożności nigdy dość. Natomiast Cassidy i Elizabeth – spojrzał prosto w oczy brunetek – Chciałbym, abyście wyjechały do Czech. Dostałem wiadomość, że tamtejszy superbohater ma poważne problemy..
Pozostali zgromadzeniu kiwnęli potwierdzająco głowami. Elizabeth bardzo cieszyła się z wyjazdu. Może wtedy uda jej się zapomnieć o Barndonie? Tymczasem Cassidy patrzyła smutnym wzrokiem na Matta. Będą oddaleni od siebie o ponad 2 tysiące kilometrów.
- Czyli to już koniec? – popatrzyła prosto w jego oczy
- Nie. To dopiero początek.
❤❤❤
Witajcie po tak długiej przerwie! Nasza historia dobiegła końca. Ale nie martwcie się! Mam już zaplanowaną kontynuację. Całą serię dedykuję wszystkim, którzy nadal czytali to opowiadanie, zostawiali komentarze, albo po prostu śledzili przebieg wydarzeń. Bez was na pewno nie powstałaby ta opowieść. Jeszcze raz, dziękuję.
Informacja dla wszystkich użytkowników
Przeczytałam sobie od początku te opowiadanie.. I doszłam do wniosku, że jest strasznie denne. Dlatego w mojej główce zaświeciła się pewna myśl. Chciałabym przepisać to opowiadanie, nie uwzględniając jednak poznania się Marinette i Adriena. Jest to zbyt częsty zabieg stosowany w wielu opowiadaniach. Dlatego zmieniłabym jego nazwę, a rozdziały zaczynałyby się mniej więcej od "Sekretu Alyi". Chciałabym poznać jednak wasze zdanie c: