środa, 15 czerwca 2016

Walkę czas zacząć

Minęła godzina dwunasta, a słońca nadal nie było widać. Super złoczyńcy patrolowali miasto poszukując właścicieli miraculów. Rozdzielili się, a każdy z nich ruszył w innym kierunku świata. Ilustrachor właśnie przechadzał się po jednym z Paryskich parków. Wszyscy ludzie na jego widok uciekali do domów i zamykali rolety, aby jego wściekły wzrok nie dotarł do ich domostwa. Jednakże szedł dalej przed siebie. Po paru minutach dotarł do granicy brzegu Sekwany. Kiedy spojrzał na gładką taflę wody, do jego głowy powróciły smutne wspomnienia z ostatniej przemiany. Jego nie udana randka z Marinette, a potem odwet Czarnego Kota. W jego oczach wzrosła nienawiść. Jeżeli spotka bohatera w czarnym lateksie, zemści się.  Podniósł wzrok spoglądając na pogrążoną w mroku katedrę Notre-Dame. Jej smukłe cienie rzucały jeszcze większy cień na plac przed budowlą. Nie zauważył jednak postaci stojącej pod bramą kościoła. Spoglądała na złoczyńcę z obrzydzeniem. Najchętniej od razu zaatakowałaby Nathaniela, jednak musiała ukrywać swoją tożsamość.. Dla dobra jego ukochanej. Przeczekał aż chłopak oddalił się na bezpieczną odległość i ostrożnie za nim ruszył. Po kilkunastu krokach zrozumiał dokąd podążał nowy podopieczny Władcy Ciem.  W pewnym momencie gwałtownie skręcili w prawo, a im oczom ukazała się szkoła do której uczęszczali nastolatkowe. Przed bramą czekali już na nich Nawałnica, Lady Wifi oraz Volphina. Chłopak widział w ich oczach czystą nienawiść.. Nienawiść do obrońców Paryża.
- Znalazłeś coś? – fuknęła zawsze nie zadowolona Volphina
- Nie. A wy? – Nathaniel odwrócił się do grupki pozostałych złoczyńców.
- Nie wiem gdzie oni zniknęli. Czyżby nie chcieli już bronić swojego ukochanego Paryża? – wtrąciła się Nawałnica.
- Wiem jak sprawić aby wyszli z ukrycia – uśmiechnęła się złośliwie Lady Wifi
- Oświecisz nas?
- Trzeba kogoś porwać. To oczywiście. Zaatakują nas, jedynie jak będą mieli do tego powód.
- Do czego zmierzasz?
- Elizabeth. Jest dla nas idealnym celem. Osłabiona, nie będzie uciekać. 
- A co z tą.. Jak ona miała.. Cassidy? Chyba tak. Ona nie opuszcza jej na krok..
- Dlatego będzie trzeba użyć podstępu.. – dziewczyna ponownie się uśmiechnęła. Miała już idealny plan.. Wreszcie się zemści na Biedronce. 
Na nowo zmotywowani złoczyńcy ruszyli w kierunku domu brunetek. Obserwujący całe te zdarzenie stojący w cieniu chłopak szybko ruszył w tą samą stronę. Wolał jednak przemieszczać się po dachach kamienic. Wiedział, że dzięki temu przybędzie pierwszy na miejsce. Nie mylił się. Już za chwilę spoglądał na drewniany dom. Obejrzał się za siebie. Nie zauważył na horyzoncie kwartetu złoczyńców, dlatego spokojnie zeskoczył na ganek mieszkania. Za raz potem mieszkańcy domu usłyszeli denerwujący dzwonek do drzwi. Pierwsza zareagowała Cassidy. Szybko zbiegła ze schodów i w ostatniej chwili się odmieniła. Uchyliła delikatnie drzwi i ostrożnie wyjrzała. Nie zauważyła jednak niczego szczególnego. Mimo mroku, przekroczyła próg mieszkania. Odwróciła się i zerwała białą kartkę zawieszoną na drzwiach. Rozejrzała się dookoła, jednak jedynym źródłem światła, było ledwo świecąca się żarówka w holu. Poprzez gęstą mgłę nie zauważyła ciemnej postaci opierającej się o drzewo kilkadziesiąt metrów od niej. Weszła do domu i  dokładnie zamknęła drzwi. Wchodząc z powrotem po schodach odczytała tekst zawarty na skrawku papieru.
„Czuwajcie, oni się zbliżają”
Ruszyła w kierunku pokoju, jednak uprzedził ją zimny powiew powietrza.
- Nawałnica – powiedziała do siebie szeptem.
Wbiegła do środka i zastała wcześniej wspomnianą dziewczynę. Spoglądała ona z wyrazem wstrętu wymalowanej na jej twarzy na śpiącą Elizabeth. Podniosła wzrok stykając się ze wściekłymi tęczówkami Cassidy. Jednak zaśmiała się szyderczo i rzuciła jedno ze swoich zaklęć na szatynkę stojącą w drzwiach. Dziewczyna w ostatniej chwili uniknęła ataku, a kiedy z powrotem stanęła prosto, stwierdziła, że obie nastolatki zniknęły. Niewiele myśląc, przemieniła się i ruszyła biegiem za uciekającymi złoczyńcami. Minęła kilka mniejszych uliczek i znalazła się na tuż przed wierzą Eiffla. Przyśpieszyła kroku. Nagle usłyszała za sobą głuchy śmiech. Mimo woli, odwróciła się. Ujrzała stojącą przed nią Volphinę. Lila z uśmiechem twarzy wyciągnęła za pleców swój odbijający światło, długi, poprzeczny flet. Wzięła głęboki wdech i zagrała jedną z melodii, specjalnie napisanych na taką właśnie okazję. Maycy otoczyły kopie jej przyjaciółki, oraz przeciwniczki. Spanikowana, nie wiedziała co robić. Kiedy zamierzała postawić pierwszy krok, silna linka owinęła się dookoła jej talii i pociągnęła do góry. Za raz potem znalazł się na dachu jednego z pobliskich budynków. Kiedy otworzyła oczy, ujrzała zmartwioną Biedronkę i Czarnego Kota. Za nimi, lekko na uboczu stał Kolibri. Wszyscy wyglądali na wstrząśniętych ostatnimi wydarzeniami. Spoglądali na znikającą w murach szkoły Volphinę. Chwilę przed nią weszli tam Ilustrachor, Lady Wifi, Nawałnica oraz uprowadzona Elizabeth.
- To mamy jakiś plan? – Maycy podniosła znacząco brew. Bardzo dobrze wiedziała, że Biedronka zawsze coś wymyśla, nie inaczej było w dzisiejszym wypadku.
Zamyślona Marinette pochyliła się nad krawędzią budynku i jeszcze przed chwilę wpatrywała się w budynek. Potem schyliła się i zaczęła coś rysować na piasku pokrywającym miejsce w którym aktualnie się znajdywali. Pochylił się nad nią Czarny Kot, a Kolibri nadal patrzył w przeciwnym kierunku. Cassidy właśnie zamierzała do niego pójść, gdy odezwała się Biedronka.
- Najbliższe wejście do budynku jest tutaj – wskazała na plan budynku namalowany na ziemi – Jednak jest całkowicie otoczone przez wrogów. W najlepszym wypadku, zostanie tam tylko jeden strażnik, jednak nie możemy sobie pozwolić na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Dlatego wejdziemy tutaj. Szybem wentylacyjnym. Wiedzie on prosto na środek Sali Gimnastycznej. Tam podzielimy się w pary. Ja i Adrien poszukamy źródła akum, a wy przeszukacie budynek. Jeżeli znajdziecie Elizabeth, pamiętajcie, że dziewczyna jest osłabiona i nie może chodzić. Czy wszyscy zrozumieli?
Zebrani pokiwali twierdząco głowami. Musieli znaleźć dziewczynę zanim zwolennicy Władcy Ciem zabiorą jej miraculum, wtedy on wzmocni się na silę i na pewno zdoła pokonać resztę wybrańców. Szybko przeskoczyli na gmach szkoły i udali się w kierunku wnęki. Pierwsza przeszła Cassidy. Ciągle obwiniała się o nie upilnowanie koleżanki. Po niej przecisnął się milczący Matt, a za raz po nich Adrien i Marinette. Super bohaterowie spojrzeli po sobie. Od teraz będą musieli polegać bezgranicznie na drugiej osobie w zespole. Być może jest to ostatnia chwila, gdy widzą się w pełnym składzie? Szybko odrzucili od siebie smutne myśli i ruszyli w dwie osobne strony. Cassidy poprowadziła Matta tuż pod drzwi do stołówki. Doskonale wiedziała, że w kuchni jest kilka skrytek, gdzie kucharki ukrywają swoje zapasy alkoholu. Delikatnie otworzyła wielkie, drewniane drzwi i rozejrzała się dookoła. Kiedy stwierdziła, że nie ma więcej zagrożenia, dała znak Mattowi, że on również może wejść. Oboje znaleźli się w pomieszczeniu, a dziewczyna zauważyła ślady niedawnej walki. Stoliki były porozrzucane, a wiele krzeseł odrzuconych na drugi koniec pokoju. Na blacie kuchennych zostały jeszcze ślady świeżej krwi. Czerwone plamy prowadziły na zaplecze. Superbohaterowie podążyli za śladami, aż do gwałtownego szybu schodzącego prosto w dół, do podziemi szkolnych.
- Matt. Muszę Ci coś powiedzieć, zanim zostaniemy złapani – dziewczyna spojrzała w oczy chłopakowi – Opieka nad Elizabeth była tylko wymówką – nagle chłopak posmutniał – Nie chciałam zdać sobie sprawy.. Że naprawdę Cię lubię – uśmiechnęła się do chłopaka, a on odpowiedział jej tym samym.
Nie dała jednak mu dojść do słowa, ponieważ od razu skoczyła w przepaść. Chłopak patrzył jeszcze chwilę w punkt, w którym zniknęła dziewczyna i sam skoczył. Przez chwilę obraz zniknął z oczu chłopakowi. Wtedy upadł ciężko na ziemię. Lekko obolały wstał powoli z podłogi i wzrokiem odszukał Cassidy. Dziewczyna szła pewnym krokiem w stronę światła. Chłopak przyśpieszył kroku aż do biegu, jednak nie zdążył jej dogonić. Ona jako pierwsza przekroczyła próg światła. Stanęła twarzą w twarz z oprawcami jej przyjaciółki. 
- Dotarła do nas panna Malore – głos Lady Wifi jak zwykle był przesączony jadem.
Dziewczyna przywarła pozycję obronną i obserwowała każdy ruch przeciwników. Nathaniel nerwowo patrzył w stronę tylnej ściany. Nagle usłyszała cichy jęk. Była pewna, że była to Eli. A więc, nic jej jeszcze nie zrobili. Odetchnęła z ulgą. Teraz musi tylko pokonać czterech super-złoczyńców.
***
Biedronka i Czarny Kot weszli na pierwsze piętro po kręconych schodach, tuż obok biblioteki. W milczeniu szli przed siebie. Minęli już połowę korytarza obwieszonego z dwóch stron pięknymi pracami uczniów, gdy usłyszeli krzyki z pokoju dyrektora. Podkradli się do nieudolnie obudowanych drzwi i podsłuchali głośną rozmowę.
„Macie już tą dziewczynę?”
„Tak panie. Już za niedługo przeniesiemy ją do twojej kryjówki, a tam jej nigdy nie znajdą”
„Doskonale”
Nagle klamka w drzwiach przekręciła się. Spanikowani Superbohaterowie szybko skryli się za zakrętem. Kątem oka zauważyli wychodzącą z gabinetu Volphinę. Nastolatka szybko ich minęła i ruszyła w kierunku stołówki. Teraz albo nigdy. Zmotywowani Biedronka i Czarny Kot wyszli z ukrycia i podkradli się pod gabinet. Uchylili delikatnie drzwi i bezszelestnie weszli do środka. Ich oczom ukazał się Władca Ciem we własnej osobie. Stał do nich tyłem i ewidentnie patrzył w jakimś kierunku za okno. Nagle po prostu zniknął. Bohaterowie natychmiast pobiegli w kierunku w którym po raz ostatni widzieli postać stojącą na ziemi. Niczego jednak nie znaleźli. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Usłyszeli przeraźliwy krzyk. Odwrócili do siebie przerażone twarze. Coś musiało się stać w podziemiach szkoły.
***
Cassidy wpatrywała się w pusty punkt przed nią. Jedna z jej łez opadła bezwładnie na ziemię. Roztrzęsiona, ścisnęła spoczywający w jej dłoni zimny medalion i wytarła kolejne łzy. Podniosła swój zamglony wzrok spoglądając na stojącego obok niego towarzysza.  Matt wcale nie wyglądał lepiej. Tak samo jak dziewczyna miał na cele wiele ran, jednak najgorzej wyglądała ta na lewym ramieniu. Krew nie zakrzepła, więc ciągle spływała ciurkiem po jego przedramieniu. Z daleka było słychać odgłosy biegnących ludzi. Jednak oni nie zwracali uwagi na otaczający ich świat. Dziewczyna miała nadal przed oczami sceny walki, która zakończyła się zaledwie parę minut temu. Głuchy śmiech Volphiny odbijał się echem po jej głowie. Wygląd zmęczonej Elizabeth przyprawiał ją o większy potok łez. Znowu ją zawiodła. Jak mogła nazywać się jej przyjaciółką, jak nie mogła jej obronić? Nagle poczuła zakleszczający się na niej uścisk przyjaciela. Przywarła bliżej Matta i pozwoliła by jej łzy skapały po jego plecach. Głośno pociągnęła nosem. Po woli otworzyła oczy i zauważyła zmartwionego Adriena i Marinette. Z zaszklonymi oczami błądzili wzrokiem po zdewastowanym pomieszczeniu. W końcu utkwili wzrok na przytulającej się parze. Kiedy Cassidy oderwała się od Kolibriego, Biedronka podeszła do niej, podając jej małą buteleczkę. Płyn okazał się wodą utlenioną, którą bohaterka za chwilę przemyła wszystkie swoje rany. Za raz potem podała naczynie Mattowi, a sama odmieniła się, aby ocenić swoje okaleczenia. Przyjęła od koleżanki bandaż, i poczekała aż Kolibri powróci do swojej normalnej postaci. Za raz potem podeszła do niego i zajęła się krwotokiem. Opatrzeni bohaterowie rozejrzeli się po pomieszczeniu. Cassidy rozluźniła uścisk, oplatający medalion Elizabeth. Biedronka i Czarny Kot popatrzyli z przerażeniem na przedmiot, który ciągle skrywała w swojej dłoni. Dziewczyna zauważyła ich zaciekawienie przedmiotem.
- Eli nie chciała aby dostał się w ręce wroga – odezwała się zachrypniętym głosem – Ale teraz jest zupełnie bezbronna. Musimy ją jak najszybciej odszukać i sprawić aby wszystko wróciło do normy – kiedy podniosła wzrok, w jej oczach było widać wojownicze iskierki – Wiecie, gdzie sługusy Władcy Ciem ją zabrali? – tym razem pytanie skierowała w stronę stojących naprzeciwko niej paryżan.
- Tak. Zabrali ją do jego kryjówki – odpowiedziała lekko drżącym głosem Marinette.
- No to nie ma na co czekać. W drogę!
Pozostali byli zaszokowani nagłym entuzjazmem koleżanki. Nie wiedzieli, że swoją postawą chce ukryć coraz głębszy smutek i nienawiść. Nienawiść do Władcy Ciem. Raz zabrał jej wszystko. Teraz na to mu nie pozwoli. Będzie walczyć. Do samego końca. Ruszyła pewnym krokiem w stronę wyjścia, a za raz po niej kroczyli pozostali superbohaterowie. Doskonale czuła gdzie aktualnie znajdował się mężczyzna z miraculum motyla. Mimo wszystko poprosiła wszystkich o odmienienie się, aby nie tracili sił. Nie wiedziała dokładnie jak daleko jest jego pieczara, jednak musieli jeszcze zahaczyć o jakiś sklep spożywczy. Ich kwami nie miały już sił, a żaden z nich zaskoczonych nagłym atakiem ich wroga, nie wziął ze sobą smakołyków swoich podopiecznych. Jednak każdy sklep do którego się zbliżali był zamknięty na cztery spusty. Nagle ulicę przed nimi przemknął cień. Zmęczeni superbohaterowie nie mieli siły aby pobiec za potencjalnym wrogiem. Kiedy dotarli do zakrętu, za którym zniknęła postać, zauważyli stojący na samym środku jezdni, wiklinowy koszyk. Zaskoczeni widokiem, stwierdzili, że w środku są ciasteczka, camembert, winogrona i biszkopty. Ktoś po raz kolejny im pomógł. Tylko kto? Nikt nie znał ich tajemnicy, oprócz podopiecznych Władcy Ciem.. Czyżby był to kolejny podstęp? Mimo wszystko poczęstowali swoje kwami i ruszyli w dalszą stronę do oprawcy ich przyjaciółki. Och cieniu strzeż się. Rycerze Światła jeszcze się nie poddali. 

♥ ♥ ♥ 

Witajcie! Akcja w opowiadaniu powoli się rozkręca ;) Zgodnie z obietnicą wstawiłam rozdział 15 czerwca, czyli w dniu wystawiania ocen. Mam zatem dla was bardzo dobrą wiadomość. Będę miała więcej czasu na pisanie bloga! Mam nadzieję, że ta myśl wywołuje na waszych twarzach szeroki uśmiech.
A więc.. Do zobaczenia w cale nie tak dalekiej przyszłości!
~RK

środa, 1 czerwca 2016

Cisza przed burzą

Elizabeth znajdowała się w kryjówce Władcy Ciem. Okno przyozdobione pięknym witrażem przedstawiającym motyla, było lekko uchylone, dlatego na środek komnaty padały nieliczne promienie słoneczne. Dookoła dziewczyny znajdowała się tylko głucha ciemność.. Spróbowała wstać. Niestety, silny ból w nogach nie pozwolił jej na wykonanie tej czynności. Dłonią spróbowała odszukać swojego miraculum. Jednak opuszki jej palców nie napotkały na medalion. Spanikowała. Znajdowała się w pułapce.. Nagle zauważyła męską postać wyłaniającą się z cienia. Kiedy już miała zobaczyć jej twarz, obraz rozmazał się.
Obudziła się w gorączce, na swoim łóżku. Podparła się na łokciach, aby uspokoić oddech. Światło księżyca idealnie oświetlało jej rozpaloną twarz. Spojrzała lekko nieprzytomnym wzrokiem za okno. Była pewna, że zauważyła postać stojącą pod drzewem. Gwałtownie wstała z łóżka. Jednakże zapomniała o swojej kontuzji i ciężko upadła na podłogę. Wcześniej zdążyła tylko wydobyć z siebie cichy jęk.
***
Cassidy zeszła na śniadanie. Zdziwiła się, że nie spotkała tam swojej koleżanki.. Mimo to zjadła posiłek i udała się do swojego pokoju, aby przyszykować się do szkoły. Wtedy nagle usłyszała głuchy dźwięk w pokoju obok.. Wbiegła do Elizabeth. Zastała ją skuloną na podłodze..
- Eli! Nic Ci nie jest?
Nie usłyszała odpowiedzi. Położyła rękę na jej czole.. Było strasznie gorące. Spojrzała na koleżankę. Wyglądała fatalnie. Cała blada, sińce pod oczami oraz te czerwone oczy.. Pomogła jej wstać i usiąść na łóżku. Nagle do pokoju weszła Evelyn.
- Córciu, czy już wstałaś… Co.. Co się tu stało?
Podbiegła do córki i przyłożyła swoją dłoń do jej rozpalonego czoła.
- Masz gorączkę, dzisiaj nie pójdziesz do szkoły.
- Ale…
- Żadnego ale. Do łóżka i koniec. Za chwilę przyniosę lekarstwa. Dzisiaj masz odpoczywać.. Cassi. Za chwilę się spóźnisz do szkoły.
- Co… Już lecę. Trzymaj się Eli!
Wybiegła z domu i udała się w kierunku szkoły. Żałowała, że nie mogła zostać z przyjaciółką, kiedy ona potrzebowała jej pomocy. Niestety dzisiaj ją i jej klasę czekała ważna rozmowa z wychowawczynią. Już od jakiś trzech dni o niczym innym nie mówi, tylko o tej jednej z najważniejszych godzin wychowawczych. Kiedy minęła ostatni zakręt usłyszała dzwonek. Przyśpieszyła kroku. Szybko wspięła się po schodach i jak ogień wpadła do klasy.. Nauczycielka spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
- Przepraszam za spóźnienie.
Szybko usiadła na swoim miejscu. Chwilę potem poczuła na sobie czyjś wzrok. Domyślała się, kto to mógł być. To na pewno Brandon szukał wzrokiem „swojej dziewczyny”. Czy ostatnio nie wyraziła się jasno? Ma nawet o niej nie myśleć! Zignorowała to dziwne uczucie i skupiła się na lekcji. Nauczycielka właśnie opowiadała klasie o szczegółach wjazdu na zimowy biwak. Ach góry.. Zawsze czuła się tam tak wolna.. Świeże powietrze i piękne widoki.. Czego chcieć więcej?
***
- To już ten dzień.. Paryż przekona się, że nie można zadzierać z siłami ciemności! Nadejdzie chwila triumfu! Na reszcie posiądę moc miraculum Biedronki i Czarnego Kota! A do mojej kolekcji dołączą pewny naszyjnik, broszka i bransoletka! Tyle mocy na wyciągnięcie ręki! Idź, czyń swoją powinność „cieniu”. Ja już za chwilę wcielę ten plan w życie!
Władca Ciem przechadzał się po swojej kryjówce.. Jego nowe dzieło zobaczy światło dzienne. Był pewny, że tym razem jego niecny plan był bez skazy. Pokona superbohaterów i zyska ich miracula. Zostanie niezwyciężony!
***
- Cass, dlaczego dzisiaj nie było Eli? Czy coś się stało? – Marinette niewytrzymała.
- Zachorowała i musiała zostać w domu.. Ma bardzo wysoką gorączkę. Strasznie się o nią martwię…
Dziewczyny właśnie wracały do domu. Adrien i Matt musieli ich opuścić, ponieważ Gabriel zaplanował im jakąś sesję..
- To nie dobrze... Władca Ciem na pewno wykorzysta tą okazję… Poczekaj. W domu mam pewien lek.. Stara rodzinna receptura. Na pewno pomoże.. Za chwilę wracam!
Cassidy spojrzała na nią z wdzięcznością.. Jednak Biedronka nie wiedziała jeszcze jednego. Ostatnio wraz z Elizabeth wyczuły silną aktywność złoczyńcy. Co ciekawe na patrolu Cassidy nie zauważyła żadnej akumy.. Tak jakby rozpłynęła się w powietrzu.. Elizabeth następnego dnia miała o tym napisać do Mistrza Fu.. Jednak właśnie wtedy zachorowała. Czy to ma związek z akumą?
Z rozmyśleń wyrwał ją głoś koleżanki.
- Cass, wszystko dobrze?
- Tak.. Tak. Już za chwilę będziemy na miejscu.
Skręciły w boczną uliczkę, a im oczom ukazał się drewniany dom. Drzwi otworzyła im zmęczona Evelyn.
- Ciociu, możesz odpocząć. My się zajmiemy Eli.
- Ale..
- Żadnego ale. Marsz do łóżka!
Chichoczące dziewczyny ruszyły w kierunku pokoju Elizabeth. Delikatnie otworzyły drzwi.. Weszły do beżowego pokoju koleżanki. Lekko uchylone okno z firanką w kolorowe kwiaty, było jedyną oznaką niedawnego pobytu Evelyn w tym pokoju.. Po chwili powitał je słaby głos.
- Jesteście!
- Eli, spokojnie. Nie możesz się przemęczać. Mamy coś dla ciebie – wręczyła jej małą buteleczkę – Prosto z rodzinnych stron Marinette.
- Nie wiem co bym bez was zrobiła.. A teraz opowiadajcie co w szkole.
Dziewczyny usiadły na skraju łóżka i zaczęły opowieść. Cassidy zgrabnie omijała temat Brandona, oraz jego świdrujący wzrok na jej plecach. Wspomniały jej o wycieczce w góry i innych organizacyjnych sprawach. Następnie wręczyły koleżance kartkę z zapisanymi lekcjami i notatkami. Takich koleżanek ze świecą szukać! Wkrótce jednak Marinette odebrała telefon od rodziców.
- Niestety muszę już iść.. Rodzice potrzebują pomocy w piekarni… Ktoś złożył niesamowicie wielkie zamówienie, a im skończyła się mąka.. Zresztą dodatkowe ręce do ubijania ciasta zawsze się przydadzą.. Do zobaczenia!
Dziewczyny pożegnały się, a już wkrótce Eli i Cassidy zostały same w pokoju.
- Cassi..
- Tak?
- Bo.. Bo ja ci czegoś nie powiedziałam..
- O co chodzi Eli?
- Dzisiaj w nocy miałam koszmar. Po raz kolejny ten sam.. Byłam w komnacie Władcy Ciem. Zupełnie sama. I wtedy nagle zauważyłam czyjąś sylwetkę.. Jednak za każdym razem, kiedy mam ujrzeć jego twarz, budzę się. Boję się, że mogą to być prorocze sny.. A ja jestem oraz słabsza. Najpierw kontuzja, a teraz to. Moja forma spadła do minimum… Mój trener mnie zabije.. A na nasze nieszczęście wrogowie o tym wiedzą. Ciągle nas obserwują.
- Eli, nie zadręczaj się. To nie twoja wina. Obiecuję, że znajdę tę osobę, która cię tak urządziła. Nie pozwolę abyś dłużej cierpiała!
- Cass, przecież to wszystko moja wina. Na pewno nie stoi za tym osoba trzecia..
- Nie była bym wcale taka pewna.
- Czy ty masz na myśli Brandona?
- Tak. Ostatnio ciągle Cię obserwuje. Do tego dzisiaj nie dawał mi spokoju. W końcu go dopadnę!
- Cassi.. Opowiadaj mi jak tam z Mattem?
Dziewczyna się zarumieniła.
- Oj.. Widzę, że dzisiaj mnie coś ominęło..
- Co?! To wcale nie tak!
- Mnie nie okłamiesz. Przecież widzę, że coś się dzieje…
- Nie.. Nic. Dzisiaj mnie zaprosił na spacer po szkole..
- I co?
- Odmówiłam. Musiałam wrócić jak najszybciej do Ciebie.
- Mam wrażenie, że przez mnie wyrzekasz się co raz więcej przyjemności… Nie jestem jajkiem, dam sobie radę!
- Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejsza! Nigdy cię nie opuszczę!
- A co z Seraphine?
Roześmiały się, bo do pokoju wbiegła wcześniej wymieniona suczka. Z uśmiechem namalowanym na pysku podbiegła do rozmawiających dziewczyn i zaczęło wesoło szczekać.
- Chyba będę musiała na chwilę Cię opuścić. Muszę z nią wyjść na chwilkę.. Może również pójdę do sklepu.. Evelyn wspominała coś o tym.. Obiecuję, że wrócę jak najszybciej!
Już za chwilę nie było jej w pokoju. Elizabeth ułożyła się wygodniej na poduszce.. Nie dawno przyjęła kolejną porcję leków, które strasznie ją usypiają.. Po woli zamknęła oczy.. Przez sen nie usłyszała skrzypnięcia zawiasów w oknie.. Do środka wzeszła zamaskowana postać. Na biurku obok łóżka zostawiła bukiet wrzosów z polnymi kwiatami. Spojrzała na dziewczynę. Uśmiechnęła się lekko, a tuż przed odejściem rzuciła krótko „Przepraszam księżniczko. Za wszystko”. Wyszła tą samą drogą, którą weszła.
***
- To już ten moment. Akumo, siej spustoszenie na ulicach Paryża!
Władca Ciem patrzył jeszcze na oddalającego się motyla, do czasu, kiedy okno zamknęło się, a komnata pogrążyła się w cieniu.
***
Chłopak zwinnie zeskoczył z parapetu jego ukochanej.. Musiał służyć Władcy Ciem, ponieważ zawiązał z nim układ. Kiedy on dostanie miraculum Czarnego Kota i Biedronki, będzie mógł spełnić jego prośbę.. Ten wypadek pięć lat temu.. Ona nie powinna zginąć. Tylko on. Oddała za niego życie.. Po co? Aby ten pomagał największemu złoczyńcy świata, aby ją odzyskać? Tak bardzo brakowało mu jej zawsze uśmiechniętych, błękitnych oczu. Jej dobrych porad.. Wyznań miłości.. Teraz będzie mógł ją znowu ujrzeć.. Ale za jaką cenę?
***
Elizabeth znowu znajdowała się w tym samym pomieszczeniu.. Tym razem jednak okno, przedstawiające witraż motyle było bardziej uchylone niż zwykle.. Dla tego do komnaty wpadało więcej światła niż we wszystkich pozostałych snach.. Spróbowała wstać.. Jednak ostry ból przeszywający ją kostkę uniemożliwił jej to. Rozejrzała się po pomieszczeniu.. Nie znalazła niczego specjalnego. Jedynie przy jednej ze ścian znajdowała się wielka półka, a na niej złoto obramowane pudełko.. Poczołgała się w tamtą stronę.. Podpierając się o ścianę, delikatnie wstała, uważając, aby nie obciążać bolącej nogi. Spojrzała w kierunku skrzynki. Nie mogła uwierzyć własnym oczom! Była to idealna kopia pudełka na miraculum Mistrza Fu! Jednak uzupełniona o nowe wnęki.. Na nowe miracula.. Chciała przyjrzeć się jej zawartości, jednak nie było jej to dane. Usłyszała za sobą, dziwnie znany jej, męski głos.. Coś do niej mówił.. Usłyszała jednak tylko jedno słowo. „Przepraszam”. Kiedy się odwróciła, postać zniknęła, a pokój zaczął się rozmazywać..
***
Dziewczyna nadal spała, kiedy zdyszana Cassidy weszła do środka. Dziewczyna zatrzymała się w progu drzwi. Zauważyła fioletowe kwiaty na biurku.. A za nimi otwarte okno. Mogła by przysiąść, że kiedy opuszczała swoją przyjaciółkę, okno było tylko lekko uchylone, a nie otwarte na oścież. Podeszła do parapetu i wyjrzała za okno. Jednak nie zauważyła niczego dziwnego.. Wróciła wzrokiem do pokoju koleżanki. Elizabeth właśnie się obudziła i jeszcze lekko zmęczonym wzrokiem patrzyła na koleżankę..
- Cassidy.. Już jesteś – uśmiechnęła się
- Tak.. Jak się czujesz?
- O niebo lepiej.. Co ukrywasz za plecami?
- Dostałaś kwiaty.
- Co?
Poprawiła się na łóżku, wymownie patrząc na swoją koleżankę.
- O nie. Ty masz leżeć.
Podeszła do koleżanki i spojrzała jej w oczy.
- Musisz jak najszybciej wyzdrowieć. Na pewno czujesz to co ja. Władca Ciem przebudził się. A my bez ciebie nie damy sobie rady.
- Tak. Też to czuję.. Co raz wyraźniej z każdą godziną… Znowu miałam sen.
- Ten sam?
- Nie.. Tym razem inny. Znowu się tam znajdowałam.. Jednak tym razem mogłam dostrzec więcej szczegółów.. Pod jedną z ścian zauważyłam skrzynkę.. Znajdowały się w niej wszystkie miracula zdobyte przez Władcę Ciem..
- Ile ich było?
- Nie wiem. Nie zdążyłam się im nawet przyjrzeć.. Obudzałam się.
- Twoje sny coraz bardziej mnie niepokoją…
- Mnie też.. Ale powiedz. Od kogo są te kwiaty?
- Nie wiem. Jest tylko napisane „zdrowiej księżniczko”
- Ciekawe.. Tylko dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu, aby wejść aż tutaj? Mógł je zostawić przed drzwiami… Ta osoba złamała barierę utworzoną przez Mistrza Fu.
- Co to znaczy?
- Osoba, która to uczyniła ma czyste serce, a więc mogła się zbliżyć do domu..
- Czyste serce?
- Tak. Czyli może posiadać miraculum..
- To raczej niemożliwe. Mistrz Fu powiadomiłby nas, gdyby znalazł strażnika dla następnego miraculum. Jestem tego pewna.
- To prawda.. Jednak miraculum wcale nie musi pochodzić ze zbioru Mistrza Fu. Mogło zostać ukradzione..
- Czy ty coś sugerujesz?
- Władca Ciem znalazł sobie strażnika dla jednego z jego ukradzionych miracul.
Dziewczyny spojrzały przenikliwie na kwiaty.. Dlaczego akurat one?
- Pięknie pachną… Jednak czy warto było je tu zostawiać? Osoba, która to uczyniła, znała nas. Wiedziała, że zaczniemy coś podejrzewać.. Sama zdradziła swój sekret wchodząc tutaj. Czy było warto?
- Eli.. Napisz do mistrza. Musi się o tym dowiedzieć…
Nagle Elizabeth opadała bezwładnie na łóżko.
- Eli!
Nikt nie zdołał usłyszeć tego krzyku, ponieważ jego właścicielka również opadła sił. Po woli upadała na podłogę.. Przecież nie może się poddać. Ostatkami sił, przywołała do siebie Prinksi i zdołała wypowiedzieć szeptem „Prinksi, serujemy!”. Kiedy się przemieniła dostała przypływu energii. Wstała i rozejrzała się po pokoju. Elizabeth musiała wpaść na ten sam pomysł, ponieważ również siedziała na łóżku, przemieniona. Spojrzały po sobie. Władca Ciem właśnie zaatakował.
***
Słońce zniknęło na rzecz ciemnych, burzowych chmur. Paryżanie wyszli na ulice, aby podziwiać fioletowy znak motyla na niebie… Symbol nieustannie falował się, przez co sprawiał wrażenie ruszającego się.. Pojawił się pierwszy błysk błyskawicy.. A w jego świetle ukazały się ciemne sylwetki. Volphina, Nawałnica, Ilustrator oraz Lady Wifi kroczyli na dachu najwyższego wieżowca. Nie przejmowali się ciężkimi kroplami deszczu, spadającymi na ich ramiona i twarze. Liczyła się dla nich tylko zemsta. Zemsta na bohaterach Paryża.

Urodziny

Kolejny słoneczny dzień. Adrien właśnie stanął przed piekarnią, aby wraz z Marinette pójść do szkoły. Doskonale wiedział jaka jest dzisiaj data. Urodziny jego dziewczyny. Jeden z najważniejszych dla niej dni w całym roku. Nie mógł przepuścić okazji, aby spędzić z nią dzisiaj trochę czasu. Wtem ja zobaczył. Wybiegła z domu piękna jak zawsze. Nie zwróciła uwagi na chłopaka stojącego przed drzwiami. Od razu udała się w kierunku szkoły.
- No nie. Znowu się spóźnię. Tylko nie dzisiaj - mruczała pod nosem.
Nagle usłyszała szybkie kroki za sobą. Gwałtownie się odwróciła. Ujrzała.. Adriena? Zdyszanego Adriena.
- Księżniczko, dlaczego się aż tak spieszysz? Ledwo Cię dogoniłem.
- Jak to? Lekcja jest za dwie minuty!
- Myślę, że zostałaś ofiarą żartu Ayli - zaśmiał się - Lekcje zaczynają się za dwadzieścia minut.
- Kiedyś ją zabiję - szepnęła do siebie
- Mówiłaś coś?
- Nie, nic - uśmiechnęła się - No to co? Idziemy?
- Oczywiście biedroneczko.
Adrien złapał ją za rękę i ruszyli w kierunku budynku. Po drodze podziwiali Paryż. Liście już zaczęły spadać z drzew, zrobiło się zimno. Nic dziwnego. Zima zbliżała się wielkimi krokami. Już za niedługo przerwa świąteczna. Wyczekiwana przez wszystkich uczniów. Rozmyślając dotarli do szkoły. Przed drzwiami czekali już na nich Alya i Nino. Najwidoczniej też byli wcześniej. Widząc swoja koleżankę i kolegę przypomniała sobie o czymś.
- Adrien, a gdzie jest Matt?
- Spokojnie. Dzisiaj Nathalie zawiezie go do szkoły.
- No wiesz co? Dlaczego ty nie mogłeś z nim pójść?
- Nie dzisiaj księżniczko. Nie dzisiaj - uśmiechnął się.
Marinette nie wiedziała o co chodzi. Dlaczego nie dzisiaj? Przecież dziś jest zwykły, nudny czwartek. Nic wielkiego. Szybko się zastanowiła. Nie. Nikt dzisiaj nie miał urodzin, ani nawet imienin. O co mu chodzi? Spojrzała mu w oczy. Widziała w nich niepohamowaną, radość… Rocznica ich Związku? Nie. To było na Wiosnę… Rocznica znajomości? Nie.. Przecież poznali się we wrześniu, na początku roku szkolnego.. Nic jej się nie zgadza… Mimo to się uśmiechnęła i weszła razem ze swoim chłopakiem do szkoły. Usiedli przed klasą. Za chwile zabrzmiał dzwonek zwiastujący, że lekcja rozpocznie się za pięć minut. Marinette rozglądała się po korytarzu. Po raz pierwszy była tu aż tak wcześnie. Widziała ludzi, idących spokojnym krokiem do swoich klas. Nagle zauważyła Cassidy i Elizabeth. Koleżanka pomagała Niemce poruszać się o kulach. Zdała dobie sprawę, że do tej pory nie wie, co się jej stało. Dziewczyna unikała tego tematu jak ognia.. Tymczasem przyjaciółki dotarły do grupki przyjaciół.
- Adrien, gdzie jest Matt? Muszę z nim o czymś porozmawiać - zaczęła Cassidy
- Za raz powinien się tu zjawić
- To nie przyszedł z tobą?
- Nie, ja dzisiaj przyszedłem z Marinette
Dziewczyna podniosła brwi w geście zdziwienia. Matt nigdy nie odstępował kuzyna na krok. Czy dzisiaj jest jakiś specjalny dzień? W pamięci przeleciała wszystkie znane jej daty. No tak! Urodziny Marinette! Uśmiechnęła się porozumiewawczo do Adriena i odwróciła się do koleżanki. Elizabeth w ciągu ostatnich dwóch dni zrobiła wielkie postępy. Teraz naprawdę sprawnie poruszała się o kulach. Dawała sobie nawet z plecakiem wypchanym książkami. Nagle zadzwonił dzwonek na lekcje. Rozejrzała się po korytarzu. Matta ani śladu.
- Penie się spóźni – pomyślała.
Spojrzała w stronę gdzie przed chwila stała Elizabeth. Lecz dziewczyny już tam nie było. Z niepokojem rozejrzała się po tłumie kolegów z klasy. Wtedy ją ujrzała. Musiała się potknąć, ponieważ leżała na ziemi. Zanim zdążyła dobiec do koleżanki, uprzedził ją wysoki brunet. Podniósł ją na ręce. Wziął jej kule i plecak. Zaraz po przekroczeniu progu klasy odstawili ją na ziemię i wręczył jej własności.
- Bardzo Ci dziękuję.
Dziewczyna nie wiele myśląc spojrzała w jego piękne, szare tęczówki
- Nie ma za co skarbie..
Słowa chłopaka nie doleciały do jej uszu. Cała uwagę zwróciła na jego oczy.. Były takie :piękne.. Rozpłynęła się w ich blasku.. Nagle usłyszała głos za sobą..
- Eli czy coś się stało?
Odwróciła się i spostrzegła zatroskaną twarz Cassidy.
- Nie nic..
Ruszyła w kierunku ich wspólnej ławki. Tuż za nią kroczyła Cassidy nie ufnie patrząca na Bruneta idącego za przyjaciółkami. Akurat, kiedy wszyscy zajęli swoje miejsca, do sali weszła nauczycielka. Zaczęła się lekcja. Nagle drzwi do klasy gwałtownie się otworzyły. Pojawił się w nich spóźniony Matt.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie!
Szybko zajął swoje miejsce w ławce. Nauczycielka tylko mruknęła coś pod nosem i dalej kontynuowała lekcje.
***
Ostatnie zajęcia dłużyły się wszystkim niemiłosiernie. Ostatnie minuty, sekundy. Dzwonek. Wszyscy na reszcie są wolni! Niecierpliwi uczniowie wybiegli z klasy, co wywołało grymas na twarzy nauczycielki. W sali zostali tylko Adrien, Marinette, Matt, Cassidy, Elizabeth i Brandon. Pierwsi z klasy wyszli rodowici paryżanie, za raz po nich Matt. Cass czekała na swoja koleżankę, a Brandon zdawał się również na nią czekać. Cassidy rzuciła mu nienawistne spojrzenie. Uważała, ze wypadek jej przyjaciółki spowodował właśnie on. Potem z wyrzutów stal się dla niej straszny miły.. Zwykły. Pusty. Włoch. Elizabeth nie powinna z nim nawet rozmawiać. Jeszcze sprowadzi a siebie większe kłopoty.. Albo on znowu ją skrzywdzi.. Wyszły z klasy, jednak chłopak podążał za nimi krok w krok. W końcu koleżanka przeprosiła Eli, kazała jej iść dalej, a sama podeszła do szarookiego.
- Słuchaj. Nie pozwolę abyś zrobił kolejną krzywdę mojej koleżance. Dla własnego bezpieczeństwa radze Ci omijać ją szerokim łukiem. Nawet nie jesteś w stanie wymyślić, do czego jestem zdolna w obronie swoich przyjaciół, zrozumiano?
Mówiąc to gwałtownie się obróciła udała się w stronę swojej koleżanki. Dyskretnie odwróciła się, spoglądając na ich kolegę z klasy.. Stał lekko zdezorientowany na środku dziedzińca.
***
Adrien zaprosił Marinette spacer do parku. Zapewniał, że Matt da sobie radę, a on musi z nią porozmawiać. Dziewczyna zgodziła się i podążyła za swoim chłopakiem. Nie wiedziała, że Adrien miał do wykonania tajną misję. Musiał nie dopuścić, aby wróciła do domu przed skonczeniem przyjęcia niespodzianki. Był to sam pomysł jej rodziców, a on ufał im bezgranicznie. Wiedział, że kochają swoją córkę najbardziej w świecie.. Zresztą pomagają im Matt, Cassidy i Elizabeth. Na pewno będzie zachwycona! Tymczasem dotarli już do „ich” ławeczki w parku. Usiedli obok siebie i spoglądali na piękny wygląd zielonego skweru.
- To co chciałeś mi powiedzieć? – Mari nigdy nie odpuszczała.
- Kocham Cię – mówiąc to spojrzał w jej piękne fiołkowe oczy.
- Ja Ciebie też kotku.
Już mieli się pocałować, gdy przerwał im dzwonek w telefonie Marinette. Po damskim głosie, Adrien rozpoznał matkę jego dziewczyny. Kiedy Marinette rozłączyła się, powiadomiła go, że musi już wracać do domu.
- Spokojnie, zaprowadzę Cię.
Ruszyli w kierunku mieszkania Biedronki. Wkrótce dotarli do drzwi wejściowych. W domu panowała niezręczna cisza. Adrien wszedł do środka zaraz po Marinette. Kiedy dziewczyna przekroczyła próg salonu, cała dzielnica usłyszała “Sto lat Marinette”. Kiedy tylko zauważyła grupkę swoich kolegów, zaczęła płakać z radości. Ona sama zapomniała o swoich urodzinach, ale oni pamiętali. Zawsze mogła na nich liczyć. Nagle usłyszała cichy głos Adriena przy jej uchu..
- Wszystkiego najlepszego Księżniczko!
Kiedy się odwróciła zauważyła uśmiechniętą twarz chłopaka.
- Teraz czas na prezenty.
Kiedy się odwróciła zauważyła najbliższe jej sercu osoby ustawione w kółko, stojące z prezentami.
- Ach nie musieliście!
Imprezowicze nie przejęli się protestami jubilatki. Po kolei zaczęli wręczać jej upominki. Za chwilę dziewczyna została zalana małymi paczuszkami. Uśmiechnęła się. Oni na pewno nigdy o niej nie zapomną… Nie dostała jeszcze prezentu od Adriena. Spojrzała w stronę gdzie jeszcze przed chwila stał. Rozejrzała się po całym pokoju… Brak. Weszła do swojego pokoju, zostawiając gości w salonie. Nagle poczuła czyjeś dłonie na jej oczach.
- Adrien….
- Tak księżniczko?
Dziewczyna nie zdążyła odpowiedzieć, bo on złączył ich usta w pocałunku. Tym razem nikt im nie przeszkodził.. Adrien przerwał błogą chwilę.
- Nie dałem Ci jeszcze prezentu - uśmiechnął się.
- Nie musisz.. Wystarczy mi, że jesteś ze mną.
Para przytuliła się.
- Ale jednak coś dla ciebie przygotowałem - wręczył jej karteczkę.
Kiedy dziewczyna skonczyła czytać zaproszenie na randkę, nie zastała chłopaka w pokoju. Zeszła na dół, lecz tam również go nie było. Do umówionego spotkania zostało półtorej godziny, wiec zajęła się pozostałymi gośćmi.
***
- Plagg, jedz szybciej. Musimy się pośpieszyć!
- Dobrze, dobrze, już kończę.
Kiedy Marinette czytała list, Adrien wymknął się przez okno, aby dopracować szczegóły kolacji. Zaprosił swoja dziewczynę, do miejsca bardzo wyjątkowego w jego życiu.. Do ogrodu jego matki. Mari Umówili się przed jej domem. Był pewien, że spodoba jej się to miejsce.. Sam uwielbiał tam przychodzić. Wszystko co się tam znajdowało, przypominało mu jego matkę.. Tak za nią tęsknił. A Marinette tak bardzo mu ją przypominała. Wiecznie uśmiechnięta i ciesząca się życiem.. Tym razem nie musiał być przemieniony. Władca Ciem już od dawna znał ich sekretne tożsamości. Nie obchodził go nawet fakt, czającego się cienia w pobliżu.. Teraz najważniejsze było szczęście Marinette. Przebrał się i ruszył w kierunku domu jego ukochanej.
***
Wszyscy goście opuścili już dom Marinette. Dziewczyna miała mało czasu do spotkania z Adrienem, więc szybko się odświeżyła, założyła białą sukienkę i pozwoliła Tikki ponownie się uczesać. Musiała przyznać, że jej kwami była w tym doskonała! Już za chwilę wyglądała nieziemsko. Usłyszała dzwonek.
- To na pewno Adrien..
Dziewczyna szybko pochwyciła torebkę dla Tikki. Nigdy się nie rozstawiała ze swoją przyjaciółką. Ze schodów ujrzała uśmiechającego się Adriena, rozmawiającego z jej rodzicami. Wtem ich spojrzenia się spotkały. Dziewczyna zarumieniła się lekko.. Zeszła z ostatniego stopnia i stanęła przy swoim chłopaku. Pożegnała się z rodzicami i całkowicie oddała się Adrienowi. Wkrótce szli nieznanymi jej uliczkami Paryża.. W pewnym momencie chłopak poprosił Marinette o zamknięcie oczu. Dziewczyna go posłuchała. Chwilę potem poczuła, że znalazła się w silnym objęciu modela. Blondyn podniósł swoją dziewczynę i przez następny kilometr szedł z nią na rękach.
- Możesz już otworzyć oczy – powiedział, odstawiając ją na ziemię
Dziewczyna po woli rozejrzała się. Nigdy wcześniej tutaj nie była. Znajdowali się na polanie, otoczonej z jednej strony brzozami. Na samym środku, stał stary, samotny dąb. Właśnie na nim zawieszono białą ławeczkę. Większego uroku dodawały róże, oplatające pień i kilka pobliskich drzew. Całość dopełniały kolorowe skwery, wypełnione po brzegi kwiatami.
- Jak tutaj pięknie.. – szepnęła.
***
- Porozmawiałaś z Mattem?
- Tak..
- I jak?
- Wyjaśniliśmy sobie trochę spraw…
- Tak się cieszę, że się do niego odezwałaś!
Dziewczyny właśnie wracały z urodzin u Marinette. Skręciły w boczna uliczkę. Cassidy ze współczuciem patrzyła na swoja koleżankę. Nie dość, że droga do domu była pod gorę, to do tego musiała chodzić o kulach.. Nagle usłyszała szelest za sobą. Odwróciła sie momentalnie, jednakże nic nie zauważyła.. Podbiegła do swojej koleżanki i zrównała tempo.. Tym razem kiedy ukradkiem spojrzała za siebie, zauważyła cień za drzewem..
- Czy on nigdy nie da nam spokoju!
Nagle przeraziła się. Były teraz idealnym celem.. Marinette i Adrien nie pomogą im, są na randce. Elizabeth nie mogła się przemienić, nie z jej skręconą kostką. Do obrony została tylko ona.. Eli nie mogła również biegać.. Odwróciła się ponownie. Niestety nie zauważyła cienie.. Odwróciła się nerwowo, co zauważyła jej koleżanka.
- Cass, stało się coś?
- Widziałam cień…
Dziewczyna zamilkła. Również zdawała sobie sprawę z możliwego zagrożenia. Były w pułapce… Muszą jak najszybciej do ich mieszkania. Skręciły w ciemna uliczkę. Były naprawdę niedaleko.. Nagle zauważyły zbliżającą się do nich ciemną sylwetkę.. Dziewczyny nerwowo spojrzały po sobie… Postać co raz bardziej przybliżała się do nich.. Cassidy była już gotowa na przemianę, a Elizabeth stanęła w pozycji obronnej. Ustawiły się tuż pod latarnią czekając na tajemniczą postać.. Nagle z cienia wyłonił się… Matt?
- Szukałem was!
Dziewczyny odetchnęły z ulgą.
- Przestraszyłeś nas!
- Cassi, ciszej. On usłyszy…
- Kto?! –Matt był wściekły..
- Nikt. Idziemy.
Ruszyli w drogę ich mieszkania. Za raz potem byli na miejscu. Matt zagotował wrzątek, a Cassidy pozasuwała rulety w oknach.. Zauważyła cień za oknem. Ten koleś naprawdę już ją irytował. Jeżeli chce coś od nich, niech od razu to załatwi, a nie cyka! Jak ona nie lubiła tego typu mężczyzn… Eli usiadła wygodnie na kanapie. Chwilę potem dołączyli do niej Matt i Cass. Popili trochę herbaty i zaczęli rozmowę.
- Dlaczego nas szukałeś?
- Adrien poprosił mnie, abym miał na was oko.
Cassidy posłała mu zdziwione spojrzenie.
- Spokojnie, nie sledze was!
Elizabeth syknęła cicho.
- Eli, powiedz mi wreszcie co Ci się tak naprawdę stało!
- Eh.. No dobrze – dziewczyna podciągnęła nogę pod podbródek – Kiedy czekałam na ciebie Cassi przed szatnią, na drugim końcu korytarza zauważyłam cień, taki sam jak nas śledzi. Biegłam za nim, aż się w końcu wywróciłam. Musiało się to w końcu zdarzyć, przecież wiesz, że nie potrafię biegać po drewnianych klepkach. Właśnie miałam upaść, gdy nagle ktoś mnie złapał. Był to Brandon. Potem razem z nim poszłam do pielęgniarki, a następnie do lekarza.
- Ciągle uważam, że on nie mógł się tam zjawić przypadkowo. Tylko go nie broń. Dla mnie jest podejrzany i tyle.
- Jeżeli chcecie, mogę z nim porozmawiać.
Dziewczyny spojrzały zaskoczone na chłopaka.
- No co. Przecież z nim siedzę.
- Faktycznie…
- Eli. Musisz uważać. Czuję coś w powietrzu.
- Ja również. Musimy być gotowi.
- Co macie na myśli?
- Władca Ciem nauczył się wykorzystywać nowe miraculum. Za niedługo zaatakuje…
- A ja jestem naszym czułym punktem – dokończyła Elizabeth.