wtorek, 13 września 2016

Dlaczego tak trudno zapomnieć?

Elizabeth otworzyła oczy. Minęły już dwa dni od kiedy znalazła się w tym szpitalu. Wlepiła wzrok w śnieżnobiały sufit. I wtedy nagle do niej dotarło. Wczoraj w nocy był tu również Brandon. Szybko się obudziła i usiadła na łóżku. Zobaczyła opartą o krzesło gitarę. Sięgnęła po nią i pogładziła opuszkami po gładkiej powierzchni. Tak dawno nie miała tego instrumentu w rękach. Jednak ten był wyjątkowy. Nieskazitelnie czarny lakier błyszczał w promieniach słonecznych. Delikatnie ułożyła ją na prawej udzie i popatrzyła na struny. Nie pamiętała kiedy ostatnio grała. Ułożyła palce na pierwszym i drugim progu. Łagodnie zaczęła szarpać struny. Wkrótce odezwała się powolna melodia. Dziewczyna zamknęła oczy. Przypomniały jej się obozy, gdzie dźwięk gitary towarzyszył jej na każdym kroku. Jednak szybko powróciła do rzeczywistości, ponieważ usłyszała cichą rozmowę za drzwiami. Schowała instrument pod łóżkiem i wczołgała się pod kołdrę. Wtedy usłyszała skrzypnięcie drzwi. Do pokoju weszła pielęgniarka wraz z lekarzem. Mężczyzna podszedł do Elizabeth i przez chwilę wpatrywał się w jej lekko już rumianą twarz.
- Dziewczyna wygląda już o niebo lepiej, jednak nadal jest strasznie osłabiona. Myślę, że spokojnie już jutro będzie można ją wypisać - stwierdził spokojnym głosem.
W tym czasie pielęgniarka coś zanotowała w swoim małym notesie. Opuścili salę zostawiając posiadaczkę szarego miraculum samą. Jednak nie do końca. Ze swojego ukrycia wyleciała Emma. Przysiadła na krańcu łóżka i spojrzała na podopieczną.
- Nie cieszysz się, że wrócisz do domu? - spytała.
Jednak dziewczyna nie odpowiedziała. Zwróciła swój pusty wzrok w stronę kwami.
- Dlaczego miałabym się cieszyć? Mój świat legł w gruzach, nie mam już do czego wracać - odparła obojętnym tonem.
- Eli. Masz kochającą matkę, przyjaciół..
- Skąd mam wiedzieć czy nie są fałszywi - przerwała istotce.
Emma nie potrafiła na to odpowiedzieć. Zacisnęła usta.
- Widzisz. Wszystko może być tylko iluzją, a ja nie potrafiłam jej zauważyć przez tak wiele lat..
Zamilkła i spojrzała za okno. Nad Paryżem wstał kolejny słoneczny dzień.. Wszyscy wydawali się tacy szczęśliwi. Oprócz jednej dziewczyny zamkniętej w czterech ścianach. Niby jej zdrowie polepszało się z każdym dniem, a jednak ona czuła się coraz gorzej. Odszukała na swojej szyi srebrny medalion i mocno zacisnęła na nim dłonie. Nie może się poddać. W tym bezlitosnym świecie jest jeszcze garstka osób, które wciąż w nią wierzą. Rozluźniła uścisk, a do bladych palców dopłynęła krew. Sięgnęła na szafkę obok łóżka i wzięła do ręki szczotkę. Przeczesała swoje matowe włosy i zawiązała dwa długie warkocze, co było u niej bardzo nietypowe. Rozbudzonym już wzrokiem ogarnęła pokój. Dopiero teraz zauważyła bukiet białych lili, które wcześniej wtapiały jej się w tło. Dotarł również do jej nozdrzy ich słodki zapach. Wzięła jedną z nich i wplotła w warkocza. Nadal nie rozumiała zachowania Brandona. Zdradził ich. To pewne. Ale potem pomógł pokonać wroga.. Mętlik pozytywnych i negatywnych myśli dał skutek pulsującemu bólowi głowy. Dziewczyna lekko syknęła i przyłożyła dłoń do czoła. Dokładnie w tym momencie drzwi otworzyły się za sprawą pielęgniarki przynoszącej poranną porcję leków. Zatroskana spojrzała na dziewczynę.
- Coś widzę, że muszę dołożyć panience jeszcze trochę środków przeciwbólowych – powiedziała wyraźnie zmartwiona.
- Bardzo dziękuję – dziewczyna pierwszy raz od kilku dni się uśmiechnęła.
Kobieta podała jej plastikowy pojemnik i czekała, aż dziewczyna przełknie wszystkie tabletki. Wychodząc zerknęła jeszcze na Elizabeth i zamknęła za sobą drzwi. Jeżeli dobrze zapamiętała, Cassidy miała ją odwiedzić o 10, więc została jej jeszcze godzina. Pewna, że nikt nie wejdzie do pokoju wyciągnęła spod łóżka gitarę i zaczęła grać znane jej melodie. W końcu się odważyła i po cichu zanuciła:

„Szukam w snach nadziei na dzień, jednej małej wskazówki, by znaleźć swój cel. Wolno mi uciekać do gwiazd, opowiadać im o tym jak piękny jest świat”- Jaki był ten dzień, Turbo


Na tej piosence skończyła. Odłożył delikatnie instrument i spojrzała na zegar. Już za kilka minut miała tutaj przyjść jej przyjaciółka. Ogarnęła wzrokiem pomieszczenie w którym się znajdowała. Tak naprawdę nigdy jeszcze tego nie robiła. Na jednej ze ścian znajdowało się duże, białe okno, z którego miała widok na szpitalny ogród. Jednak krajobraz zasłaniał przezroczysty materiał, najpewniej firanka. Na małym stołku, tuż obok wglądu na świat, stał dość wysoki, ciemno zielony kwiat. W pokoju znajdowała się jeszcze malutka szafeczka i drzwi, które za chwilę otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Ukazała się w nich rozpromieniona brunetka. Wesołym krokiem podeszła do łóżka koleżanki.
- Coś ty taka wesoła – zapytała się z uśmiechem Elizabeth
- To ty nic nie wiesz? – udawała zdziwioną minę – Jutro wracasz do domu! Nawet mistrz Fu postara się do nas wpaść – puściła jej oczko.
- Mistrz Fu? Naprawdę?! – dziewczyna się rozbudziła.
- Tak. Dostałam dzisiaj od niego list – pomachała pogniecioną kartką nad twarzą brązowookiej.
Brązowowłosa próbowała ją dosięgnąć, jednak Cassidy szybko schowała korespondencję do kieszeni. Usiadła na rogu łóżka i dokładniej przyjrzała się koleżance. Zauważyła nową fryzurę, jednak nie rozpoczęła rozmowy. Wiedziała, że Elizabeth naprawdę dużo przeżyła, a to nie jest odpowiednia chwila. Jednak ona najwyraźniej zauważyła przeszywający ją wzrok angielki, bo posłała jej pytające spojrzenie. Automatycznie się uśmiechnęła.
- Mam coś dla ciebie – posłała jej pełne słońca spojrzenie.
- Kolejna niespodzianka? Wiesz jak ich nie lubię – dziewczyna lekko się skrzywiła.
- Ale jestem pewna, że tak cię uszczęśliwi – ciągnęła dalej – jak już pewnie wiesz, nie pozwoli Ci używać telefonu i czytać książek, bo boją się o twój wzrok.. Ale przekonałam twojego lekarza, abyś mogła słuchać muzyki.. Więc odszukałam w twoim pokoju mp3, a żebyś na pewno była szczęśliwa, dodałam tam piosenki z twojego telefonu – uśmiech nie schodził jej z ust.
- Cassidy.. Jesteś wspaniała! – przytuliła swoją przyjaciółkę.
- Wiem – zaśmiała się – A teraz pytanie z innej kategorii.. O sama wiesz kogo.. Czy on tu był jeszcze raz? – dziewczyna po woli się denerwowała.
Elizabeth uznała, że nie ma potrzeby kłamać, ona wcześniej, czy później by się dowiedziała. Przełknęła ślinę..
- Tak. Był tu wieczorem.. – odpowiedziała ze skruchą.
- Mówiłam mu coś.. Jak go spotkam, będzie z nim źle.. Zadźgam.. Uduszę… Ukatrupię… - nastolatka po woli robiła się coraz bardziej agresywna.
- Cassi, ale on nie wie, że go widziałam.. – powiedziała cicho – Miałam zamknięte oczy.. Po paru chwilach udawałam, że śpię…
- Ale i tak to go nie usprawiedliwia…
Wywód przerwał jej dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła pielęgniarka. Uśmiechnęła się widząc drugą brunetkę siedzącą na łóżku.
- Muszę Cię na chwilę porwać – powiedziała ciepło – Spokojnie, za chwilę tu wróci – tym razem zwróciła się do angielki.
Podeszła do dziewczyny i pomogła jej wstać. Następnie podpierając swoją podopieczną skierowała się w stronę wyjścia. Zaprowadziła ją do mniejszego gabinetu i posadziła na wygodnym fotelu.
- To twoje ostatnie badania – chciała dodać dziewczynie otuchy – Musimy sprawdzić, czy twoje wyniki się poprawiły.
***
Elizabeth wracała do swojej sali trzymając kurczowo gazę na jej nadgarstku. W swoim tymczasowym pokoju zastała czekającą na nią przyjaciółkę. Usiadła na łóżku i spojrzała w jej stronę. Pamięta, że kiedy odnalazła ją w kryjówce, w jej oczach czaił się strach. Nie było już po nim śladu.
- Wracając.. - Cassidy zawsze musiała skończyć temat.
- Cassi.. Ja sama nie wiem co czuję. Chyba go kocham.. Chociaż nie wiem, czy mogę to do niego czuć po tych wszystkich wydarzeniach. – spuściła głowę.
- Eli. On na ciebie nie zasługuje. Mówi, że kocha.. Ale czy to pokazuje? Czy powiedział, Ci to prosto w twarz, patrząc w twoje oczy?
- Nie…
- No właśnie. Nie daj się znowu omotać. Musisz o nim zapomnieć.
Przez chwilę nastała krępująca cisza. Elizabeth nie chciała bronić Brandona. On przecież je skrzywdził. Współpracował z ich największym wrogiem. Nie mogła tak o nim myśleć. Nie jak o obiekcie zauroczenia. Tymczasem Cassidy przypatrywała się brązowym tęczówką przyjaciółki. Widziała w nich niepewność. Nie mogła się jednak domyślić jak bardzo jest niezdecydowana.
***
Brandon siedział na zielonej ławce w parku. Ciągle zadawał sobie jedno pytanie. Dlaczego? Przez jedną głupią obietnicę ze strony szaleńca stracił swoją ukochaną. Wiedział, że dopóki nie odpokutuje swoich win, nie przebaczy mu. Nie zdziwił by się, gdyby nie uwierzyła w jego wersję nawet po odkupieniu win. Przecież ją zdradził. Wykorzystał. Kłamał jej prosto w oczy. Sam nie wierzył by samemu sobie. Zatopił twarz we własnych dłoniach. Nie może się poddać. Woli żyć w przekonaniu, że zrobił wszystko co by mógł, niż, że się poddał. Wziął się w garść. Wstał z Parkowej ławki i poczłapał w stronę kwiaciarni. Zrobi wszystko, aby wiedziała, że ją kocha.
***
Marinette delikatnie zapukała do drzwi. Już wcześniej dowiedziała się, że jej koleżanka wychodzi że szpitala następnego dnia. Chciała wręczyć jej prezent od swoich rodziców, którzy strasznie się ucieszyli z dobrej nowiny. Dlatego teraz dźwigała torbę wypchaną różnymi smakołykami. Usłyszawszy ciche "Proszę", dotknęła klamkę, a ta natychmiastowo drgnęła i otworzyła drzwi. Weszła do środka i szeroko uśmiechnęła. W pomieszczeniu oprócz Elizabeth zastała Cassidy. Wiedziała, że brunetka nie odstępuje teraz dziewczyny na krok. Usiadła na drugim krańcu łóżka i wręczyła jej paczkę. Dziewczyna widocznie ucieszona, przyjęła podarunek i odstawiła go na szafkę nocną.
- Moi rodzice nie mogą się doczekać, aż wrócisz do domu – nie ukrywała entuzjazmu.
Elizabeth uśmiechnęła się i cicho podziękowała. Biedronka przysiadła na drugim końcu łóżka i przyjrzała się nadal bladej dziewczynie. Wyglądała o niebo lepiej, niż kiedy spotkali ją w kryjówce Władcy Ciem. Wiele ran zniknęło a twarz nabrała lekkich kolorów. Nadal widziała pustkę w jej oczach, jakby straciła coś bardzo ważnego w jej życiu. Nie wiedziała jednak co.. A odpowiedź miała na wyciągnięcie ręki.
- Przekaż im od mnie pozdrowienia – uśmiechnęła się.
Granatowłosa pokiwała twierdząco głową.
- Przepraszam, że tak wchodzę i wychodzę, jednak ostatnio jestem bardzo zajęta.. Rodzice mają coraz więcej zleceń i potrzebują dodatkowych rąk do pracy – pożegnała się.
Koleżanki zostały więc same w sali. Dzień chylił się ku wieczorowi, więc nie oczekiwały większej ilości gości. Cassidy przysunęła się bliżej przyjaciółki i przez chwilę ilustrowały się wzrokiem. Przerwał im jednak dźwięk otwieranych drzwi. Pojawił się w nich Brandon. Na jego widok angielka skrzywiła się i natychmiastowo wstała z krzesła.
- Nie masz co tutaj szukać. Lepiej wracaj do domu – powiedziała jadowicie.
Chłopak ewidentnie został zbity z tropu. Nie spodziewał się brązowowłosej o tej godzinie w szpitalu. Jednak mimo wszystko powinien to wziąć pod uwagę.. Zebrał się w sobie i wyprostował.
- Przyszedłem do Elizabeth. Jest to osobista sprawa, proszę, mogłabyś na chwilę zostawić nas samych? – próbował zabrzmieć poważnie
- Nie. Aktualnie wszystkie jej sprawy są również moimi sprawami. Więc słuchamy – odpowiedziała oschle.
Chłopak popatrzył błagalnym wzrokiem na Elizabeth. Nic z tego. Już dawno odwróciła wzrok. Kątem oka, widział zadowoloną twarz Cassidy. Zebrał wszelkie swoje siły. Nie podda się tak łatwo.
- Elizabeth – dziewczyna na swoje imię odwróciła zapłakaną twarz – Nie zależy mi na tym, abyś za wszelką cenę mi przebaczyła. Wiem, że zrobiłem coś strasznego, nie odwracalnego. Zdrady nie da się naprawić. Chcę jednak, abyś wiedziała, że żałuję. Naprawdę strasznie żałuję. Elizabeth. Kocham Cię całym swoim sercem. Nic nie zmieni mojego uczucia. Nigdy o tobie nie zapomnę – spuścił skruszony wzrok.
Dziewczyny nie mogły wypowiedzieć nawet jednego słowa. Nie spodziewały się takiego obrotu wydarzeń. Nie sądziły, że przyzna się do winy. Chłopak spojrzał jeszcze na dziewczynę swoich snów. Siedziała z lekko otwartą buzią ze zdziwienia.. Wyglądała tak pięknie. W jej wzroku widział, że walczy sama ze sobą. Na pewno nie wiedziała, czy mu wybaczyć…

❤❤❤
Witajcie po tak długiej przerwie! Jak już pewnie zauważyliście, nasza historia dobiega końca.. Ale nie martwcie się! Mam już zaplanowaną kontynuację, a na razie zapraszam na moją drugą serię "Das was einmal". Epilog już wkrótce, kto wie, może jednak coś przed nim jeszcze będzie c: Ten rozdział dedykuje Nathing, która dzielnie czyta moje wypocinki i szczerze komentuje. Dziękuję. Tak, rozdział długi c':